-Imię i nazwisko. - warknęła ubrana w szary komplecik sekretarka. Krzesło na którym siedziałam okazało się piekielnie niewygodne. Sekretariat w naszej szkole nie był miejscem do którego chętnie przychodziłam. Nie miałam się czego obawiać, ponieważ jestem szkolnym "kujonem" i nie mam problemów.
- April Viven. - odparłam spokojnie.
- Jutro przyjdź po papiery. Świadectwo dostaniesz wcześniej. Miłych wakacji. - powiedziała kobieta mechanicznie. Podziękowałam i wyszłam z tego piekielnego pomieszczenia. Ruszyłam długim korytarzem w kierunku wschodnim. Tam znajdowała się sala gimnastyczna. Westchnęłam ciężko. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu. Może dlatego że budowa mojego ciała mi na to nie pozwalała? Wyglądałam jak anorektyczka, chociaż nie jadłam mało. Nie jeden dorosły facet wymiękł by przy moich porcjach jedzenia. Weszłam do szatni. Moja lekcja zaczęła się 15 minut temu wiec byłam trochę spóźniona, a to wszystko przez moich rodziców. Jak gdyby nigdy nic wysłali mnie na obóz dla młodzieży z problemami. Niby jestem za bardzo oddalona od ludzi i nie mam przyjaciół. Tak twierdzi moja matka. Może i nie robiła bym z tego takiego problemu gdyby było to w lipcu. Ale już w maju? Opuszcza szkole na dwa miesiące. A przecież tyle osób mnie potrzebuje: matematyczka, bibliotekarka i tyle nie przerobionych szkolnych podręczników. Westchnęłam ciężko. Nie podobał mi się ten pomysł, ale co ja, zwykła nastolatka z "problemami", ma do powiedzenia? Nic.
- Nienawidzę moich rodziców. - mruknęłam sama do siebie.
~~~
Wyszłam ogromnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami ze szkoły. Zapowiadało się słoneczne popołudnie, mimo tego że rano padał deszcz.Uczniowie wylewali się ze szkoły i czekali na autobusy, auta czy po prostu żegnali się z przyjaciółmi. Rozejrzałam się po tym tłumie, szukając prawnej osoby. Rozpoznałam kilka osób z mojej klasy, cheerleaderki, sportowców. W końcu znalazłam kolorową czuprynę mojego przyjaciela. Podeszłam do niego. Był o rok starszy ode mnie, dużo wyższy z niebieskimi oczami i włosami. To jego ulubiony kolor. Przefarbował je kilka miesięcy temu.
- Witam, witam. Cóż sprowadza do mnie panienkę? - zapytał teatralne kłaniając się. Zachichotałam.
- Oj Alex, kiedy ty się przestaniesz wygłupiać? - zapytałam przyjaciela. Znaliśmy się od dziecka. Nasi ojcowie są przyjaciółmi i prowadzą razem ogromną firmę. Zarabiają grube pieniądze więc jesteśmy najbogatszymi rodzinami w mieście. Pamiętam jak miałam 7 lat i po raz pierwszy przyszłam do ich firmy. Alex siedział wtedy przy jednym z biurek i grał na komputerze. Niepewnie podeszłam do niego.
- Co robisz? - zapytałam jak najciszej mogłam. Popatrzył na mnie.
- Gram. Ale to strasznie nudne. Może pobawimy się w chowanego? - uśmiechnął się do mnie szeroko odsłaniając przy tym swoje idealnie białe i proste ząbki. Po 20 minutach rozwaliliśmy dwa kwiatki, przewróciliśmy kilka krzeseł i pomieszaliśmy sekretarce papiery. Cóż... wszyscy byli na nas źli, a my dobrze się bawiliśmy. I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda. "Nielegalne" wypady na dyskoteki, wagary, trzydniowe wycieczki itd. Z Alex'em nie można się nudzić
- Jedziemy madame. - otworzyły mi drzwi do limuzyny. Matka uparła się żebyśmy nią razem jeździli.
- Dzień dobry panienko. - powiedział nasz lokaj Brandon.
- Cześć. Co tam u rodziców? - zapytałam.
- Matka panienki jest na zakupach, a ojciec w pracy.
- Czyli jak zawsze.
- Nie przesadzaj kwiecień. - powiedział rozbawiony Alex.
- Nie jestem kwiecień tylko April. - warknęłam. Od zawsze tak do mnie mówił a ja tego nienawidzę.
- No już, już młoda. - potargał mi włosy.
- Ej! - pisnęłam.
~~~
Stałam na środku pokoju. Wszędzie pałętały się jakieś ubrania. Na ogromnym, dwuosobowym łóżku leżała walizka. W głowie miałam mętlik. Jutro jechałam na te przeklęte "wakacje". Nie wiedziałam jaka będzie pogoda więc spakowałam prawie całą szafę. Krótkie spodenki, koszule, sukienki, swetry, jeansy, podkoszulki z długim i krótkim rękawem. Wszystko. Oprócz kosmetyków i 4 par butów wzięłam jeszcze moje ulubione, wysokie, czerwone Martinsy. Jestem niska, mam zaledwie 165 cm wzrostu, więc sięgały mi do kolan. Kocham te buty.
- To chyba wszystko. - powiedziałam sama do siebie. Wcześniej jedna ze służących przyniosła mi ulotki tego obozu, ale nie miałam jeszcze czasu aby je pooglądać. Podeszłam do biurka i otworzyłam żółtą teczkę :
Obóz dla młodzieży z problemami "Zachodzące słońce" w Hadesfild.
Oferujemy różnorodne zajęcia dla młodzieży. Wychowawcy są młodzi i dobrze dogadują się z dziećmi. Sam ośrodek znajduje się w przepięknym, XVII wiecznym dworku. Prowadzimy zajęcia plastyczne, muzyczne, teatralne i sportowe.
To mi wystarczyło. Nie musiałam czytać dalej by wiedzieć że nie jest aż tak źle. Jedyne co mnie troszkę przeraża to Hadesfild. Coś w tej nazwie mi nie pasowało.
Około 23 poszłam spać. W końcu czekały mnie "wakacje marzeń", wiec nie mogłam się spóźnić na jutrzejszy pociąg.
--------------------
Hej wszystkim. Przepraszam że dodaje dopiero teraz. Błędy mogą się pojawić, chociaż sprawdzałam tekst. Czekam na wasze opinie :) Do napisania :*
Super! Czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZostałaś nominowana do liebster award więcej na: http://1corkaciemnosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :* Cieszę się że docenisz mojego bloga :)
UsuńOho :D Czekam na więcej:*
OdpowiedzUsuńDrugi rozdział w sobotę :)
Usuń